Prezentujemy wypowiedzi zawodników i szkoleniowców po sobotnim spotkaniu lubelskiego zespołu z Turem Turek.
- Zawodnicy obydwu zespołów zostawili na boisku dużo zdrowia. Poziom spotkanie nie był wysoki, chociaż nie brakowało spięć, twardej walki. Jeszcze nie możemy utrzymać rytmu gry. Było to widoczne w trzech meczach. Kryzys przychodzi między 20 i 30 minutą. Brakuje też zimnej krwi przy wykańczaniu akcji, a brak pewności ujemnie wpływa na jakość gry.
Marian Kurowski (Tur)
- Mecz dosyć wyrównany, chociaż moim zdaniem, mieliśmy o jedną sytuację więcej. Mam na myśli okazje Imeha i Bałeckiego. Motor raz groźnie zaatakował i sądzę, że gdyby Oziemczuk nie ociągał się ze strzałem, zdobyłby gola. Uważam, że Tur dostosował się do sposobu grania długimi podaniami. Nie tak miało być, ale wynika to ze słabości naszej drugiej linii. Na własnym boisku mecz powinniśmy wgrać, a goście cieszą się z remisu. Jeżeli chodzi o przygotowanie zespołu, z którym pracuję dopiero od kilku dni, to uważam, że zawodnicy mają olbrzymie braki pod względem motorycznym. To widać gołym okiem. Oceniając grę, jej poziom był dużą przeciętnością. Rozumiem, że piłkarze Tura i lubelskiej drużyny czują presję wyniku. Czasami boją się odpowiedzialności, stąd niedokładne rozegrania. Dominuje walka, ale na tym poziomie to trochę za mało. W nagrodę moi zawodnicy będą trenowali w niedzielę od dziewiątej rano.
Przemysław Mierzwa, bramkarz Motoru
- Kolejny mecz, w którym zdobycie bramki mogłoby przesądzić o wygranej. Niestety, nie udało się zaskoczyć gospodarzy. Spotkanie było trochę podobne do tego z Jastrzębiem. Po przerwie osiągnęliśmy przewagę, Turek nastawił się na kontry, posyłał długie podania do Imeha. Szkoda sytuacji z pierwszej połowy, kiedy zagrałem piłkę do Kamila Oziemczuka, który mógł pokusić się o trafienie. Nie będę też szerzej komentował niektórych decyzji arbitra, ale po jednym z dośrodkowań, bramkarz zamiast złapać futbolówkę, złapał głowę Kamila. Musimy zadowolić się punktem, też ważnym, jednak znowu pozostał niedosyt.
Dawid Ptaszyński, obrońca Motoru
- Nam i Turowi remis nic nie daje. Do Turku przyjechaliśmy po trzy punkty, mieliśmy nawet okazje do zdobycia gola. Moim zdaniem był ewidentny faul na Kamilu Oziemczuku i sędzia powinien podyktować karnego. Nie chcę się skarżyć na pracę arbitra, on mógł akcję ocenić inaczej, a widowisko nie było zbyt porywające. Wprawdzie gramy lepiej niż jesienią, przynajmniej mamy strzeleckie sytuacje, jednak brakuje skuteczności. Musimy zacząć wygrywać, inaczej ciężko będzie utrzymać się w lidze. Rywale uciekają. Ostatni podział punktów jest dla mnie taką samą porażką jak remis z Jastrzębiem. Na domiar złego dostałem czwartą żółtą kartkę, co oznacza przymusową pauzę w następnej kolejce.
Kamil Oziemczuk, napastnik Motoru
- Co wydarzyło się w 83 minucie? Wyskoczyłem do piłki, a piąstkujący bramkarz uderzył w... moją głowę. Sędzia jednak puścił grę. Mecz był ciężki, na boisku, które nie zostało najlepiej przygotowane. Żałuję zmarnowanej okazji w pierwszej połowie. Może powinienem strzelić wcześniej, a tak dałem się wybić z rytmu obrońcy, który najpierw złapał mnie za bark. Próbowałem jeszcze "zawinąć się” do środka i straciłem piłkę. O moich wcześniejszych strzałach nawet nie warto wspominać.
Piotr Bieniek, zawodnik Tura
- Po remisie i dwóch porażkach chcieliśmy wreszcie wygrać, zwłaszcza, że występowaliśmy przed własną publicznością. Myśleliśmy, że przynajmniej częściowo zrehabilitujemy się za przegraną 1:4 w Poznaniu. Nie udało się, chociaż wszyscy zawodnicy Tura ofiarnie walczyli. Od kilku dni pracujemy z nowym trenerem i może w tak krótkim czasie nie można wszystkiego zmienić. Mam nadzieję, że w kolejnym spotkaniu zagramy przede wszystkim skuteczniej. My i Motor walczymy o utrzymanie i sądzę, że nasze losy nie są przesądzone. Sytuacja oczywiście jest trudna, ale pozostało wiele kolejek i za wcześnie na kapitulację.